Miejsca prowadzone przez właścicieli i pomysłodawców wegan to szczególne oazy łagodności, spokoju wrażliwości na estetykę i architekturę, która prawie stapia się z zewnętrzem i przyrodą przenikającą przestrzeń i budynki. Namawiana namawiana i namawiana dotarłam. Weszłam i chętnie wrócę.
Towarzyszyła mi przyjaciółka i była też moja mentorka supowa. Po 45 minutach zwiedzania na supie jeziornej okolicy stwierdziłyśmy, że czas na pełen i totalny relaks Położyłyśmy się na naszych supach, mnie się nawet udało ułożyć na boku.
W toku popołudniowe letniej rozmowy zwiewało nas i zwiewało w stronę tataraków na końcu jeziora. Po 25 minutach totalnego relaksu i spionizowaniu naszych ciał zorientowałyśmy się jaka daleka droga powrotna przed nami !!! Namachałyśmy się na serio i naprawdę. Zmagania dotyczyły też uczucia głodu, które nasilało się z każdym ruchem wiosła wreszcie po prawie 45 minutach dotarłyśmy do naszego pomostu i Bistro.
Głód okrutny mimo zjedzonego przed supami chłodnika i lodów spowodował, że obiad pochłonęłyśmy w ekspresowym tempie. Pamiętajcie Kochani o kolejnym aspekcie wzmożonego wysiłku-dużo silniejszym uczuciu głodu następującym po nim…
Nam się jakoś udało, choć ja chętnie dokonałabym konsumpcji dodatkowo poza kotletami z kalafiora i frytkami z batata (bez tłuszczu) wspaniałego wege burgera. Ale moja kora mózgowa włączyła przycisk: wystarczy! Poczekaj! Zaraz przyjdzie dające spokój poczucia najedzenia.